„Gramy na nanostrukturach, na mikrolementach”. Michał Kosela o „Fantazji”

27.09.2021

Rozmawiamy z Michałem Koselą o „Fantazji” w reż. Anny Karasińskiej. Jak wyglądała praca nad spektaklem, który w znacznej części jest dla aktorów niewiadomą?

fot. Magda Hueckel

Jak opisałbyś sposób grania, jaki zaprezentowany został w „Fantazji”?

Nazwałbym to graniem zwykle minimalistycznym, ale niezwykle wyczulonym. Gramy tam na takich nanostrukturach, na mikrolementach, że ogromnie liczy się precyzja w stosowanych środkach. 

Nie licząc fragmentów, do których aktorzy przywiązali się na próbach, większa część spektaklu jest niewiadomą. Jakie niesie to ze sobą zagrożenia, a jakie korzyści?

Korzyści z takiego układu sprawy to oczywiście ciągłe życie w trakcie każdego przebiegu. Nie ma mowy o rutynie, trzeba czuwać nad tym, czy czasem nie będzie się wezwanym do wcielenia w kolejną postać. Jeśli chodzi o zagrożenia, to może jest nim to, że kiedy nagle dostaje się zadanie wcielenia w którąś postać, której się wcześniej nie odgrywało, istnieje ryzyko przeszarżowania w środkach wyrazu. A wtedy można ciutkę uszkodzić delikatną strukturę jaką ma ten spektakl, a co za tym idzie, widz może zgubić kluczyk, którym posługuje się od początku. Oczywiście piszę o zagrożeniach, a nie o wspomnieniach.

Co najbardziej lubisz w tym spektaklu?

Najbardziej lubię kiedy odnajduje się tę niewidzialną nić między nami na scenie, a widzami. Kiedy spektakl „zażre”, skupienie będzie trzymane na napiętej lince po obu stronach, to dzieją się rzeczy magiczne. Świat sceniczny staje się powołany i wszyscy obecni zabierają się w tę podróż. Tę jedyną, która odbywa się wyłącznie w tym jednym miejscu i nigdy nie jest taka sama.