„Misericordia” i „Pupo Di Zucchero”. Relacja Romana Pawłowskiego

Emma Dante – sycylijska reżyserka, którą pokochała międzynarodowa publiczność Festival d’Avignon. Roman Pawłowski, pełnomocnik dyrektorki TR Warszawa do spraw programowych, opowiada o obu spektaklach artystki. Choć zupełnie innych, to jednak równie frapujących.

fot. Agata Kołacz, koordynatorka zespołu ds. projektów międzynarodowych

„Misericordia”
„Pupo Di Zucchero”
Reż. Emma Dante
Festival d’Avignon

Jakim wyzwaniem jest być kobietą – reżyserką teatralną na Sycylii? A do tego tworzyć feministyczny teatr w samym środku patriarchalnego świata? Emma Dante dokonuje tej sztuki z odwagą i z wielkim powodzeniem. Przed laty oglądałem jej fascynującą adaptację „Medei” – „Verso Medea”, zanurzoną w kulturze i tradycyjnej muzyce sycylijskiej. Tu w Awinionie publiczność wali drzwiami i oknami na jej dwa spektakle, w których centrum są kobiety.

„Misericordia” to oparta na osobistym doświadczeniu reżyserki opowieść o trzech kobietach wychowujących niepełnosprawne dziecko – sierotę. Spektakl wyprodukowany wspólnie ze słynnym Piccolo Teatro w Mediolanie jest odą do bezwarunkowej miłości macierzyńskiej. „Miłosierdzie to maszyna miłości” – mówi w wywiadzie reżyserka, Emma Dante. Ale jej przedstawienie nie jest grą na współczuciu. Przeciwnie. Rolę chłopca z niepełnosprawnością gra tancerz Simone Zambelii, o którym można powiedzieć wszystko, tylko nie to, że jest niesprawny. Z pomocą szybkich ruchów ciała, rąk i głowy tworzy postać osobnej istoty, ni to człowieka, ni to ptaka, dziecka i dorosłego zarazem. Porusza się w takim tempie, że trudno za nim nadążyć wzrokiem. Niezwykła jest scena, w której opiekunki – wspaniałe sycylijskie mamy: Italia Carroccio, Manuela Lo Sicco, Leonarda Saffi – próbują bezskutecznie ułożyć podopiecznego do snu, a on im się ciągle wymyka. Jego ciało unosi się nad sceną, jakby nie dotyczyła go grawitacja. Usypia go dopiero muzyka z pozytywki uruchomionej przez jedną z matek.

W komentarzach do spektaklu przewija się porównanie do klasycznej bajki Carlo Collodiego „Pinocchio”. Patrząc na spektakl Emmy Dante uświadamiam sobie moc tej starej opowieści – chłopcy wystrugani z drewna to nie są nierzeczywiste postaci z bajek, ale najzupełniej realne osoby o odmiennej świadomości i fizyczności, które czują jednak to samo, co inni ludzie. Dobrze, że teatr o nich opowiada.

Drugi spektakl Emmy Dante „Pupo Di Zucchero” jest również zanurzony w sycylijskiej kulturze. Punktem wyjścia jest tu rytuał Święta Zmarłych praktykowany na południu Włoch: aby nawiązać kontakt ze zmarłymi ich bliscy przygotowują figury z cukru – „pupi di zucchero” i 2 listopada wystawiają je na stołach lub na cmentarzach, aby nakarmić duchy zmarłych. Brzmi znajomo? Tak, bo to są sycylijskie „Dziady”. Bohaterem spektaklu jest mężczyzna imieniem Pasquale, którego wszyscy bliscy już odeszli. Święto zmarłych to jedyny dzień w roku, kiedy nie jest samotny. Skuszone słodyczami duchy jego sióstr, ich mężów, ojca, matki, krewnych powracają, aby odegrać sceny z minionego życia. Widać w tym dziele echa Teatru Śmierci Tadeusza Kantora: w finale duchy zmarłych wnoszą na scenę lalki inspirowane zmumifikowanymi ciałami z katakumb w Palermo. Odwrotnie niż u Kantora, młodzi aktorzy dźwigają swoje przyszłe, martwe truchła. Po spektaklu podchodzę do lalek zawieszonych na stelażach jak w szatni – dwie mają na twarzach czarne pandemiczne maski. Święto Zmarłych będzie miało w tym roku wyjątkowy charakter. Nie tylko na Sycylii.

Zapraszamy również do przeczytania relacji z „Wiśniowego sadu” w reż. Tiago Rodriguesa oraz „Le Tartuffe” Compagnie Allain Bertrand.