Rozmowa z Marcinem Cecko, dramaturgiem spektaklu „Woyzeck”

Zapraszamy do przeczytania rozmowy z Marcinem Cecko, dramaturgiem spektaklu „Woyzeck” w reżyserii Grzegorza Jaremko, opartego na motywach dramatu Georga Büchnera, XIX-wiecznego niemieckiego rewolucjonisty, pisarza i przyrodnika. Rozmawiamy o tym, co wnieść może „Woyzeck” do perspektywy współczesnego widza i jakich, dalej aktualnych, problemów dotyka.

fot. Marcin Olivia Soto

Powiedział Pan, że to także spektakl dla rodziców, żeby lepiej zrozumieli swoje dzieci. Czy liczy pan na to, że to teatr, który zbliży do siebie pokolenia, szczególnie chyba ojców i synów?

Tak, zakładam, że teatr to miejsce, gdzie uczymy się przez obserwację o mechanizmach relacji oraz głębokich, często niewyrażanych emocjach. Tych ostatnich pojawia się wiele w konstelacji dziecko – rodzice, która nas formuje, towarzyszy nam w dorosłym wieku, jest też potem lustrem naszego własnego rodzicielstwa. W „Woyzecku” takim polem jest to, co dzieje się pomiędzy synem i matką. Ojciec jest nieobecny. Matka Woyzecka, grana przez Marię Maj, to osoba zależna od syna, nadopiekuńcza, nieczytająca jego sygnałów, ale w pełni organizująca jego życie. Sam Woyzeck dopiero wykształca swoje ja – to, które mogłoby komunikować, czego pragnie, czego potrzebuje. Myślę, że to jest przestrzeń odniesienia dla niemal wszystkich dorastających i wychowujących.

Dowiedz się więcej o spektaklu

Czy sensy, które wyciąga Pan z dzieła Buchnera, były tam obecne, wystarczyło po nie sięgnąć czy to jednak bardziej twórcze przetworzenie jego dzieła?

Szukaliśmy z reżyserem, Grzegorzem Jaremką, takich tematów w tekście Buchnera, które wydały nam się aktualne emocjonalnie. Georg Buchner w „Woyzecku” dostrzegł w mordercy nadwrażliwca. W XIX wieku panowała potoczna koncepcja, że zło jest wrodzone, można je wręcz wyczytać z wyglądu lub zachowania człowieka. Pamiętajmy, że młody, dwudziestokilkuletni poeta zafascynował się faktycznie toczącym się procesem zabójcy. To, co wniósł to właśnie spojrzenie na oskarżonego nie jak na osobę złą do szpiku kości, ale kogoś na samym dnie drabiny społecznej, kto nie umiejąc znaleźć sobie miejsca, traktowany nieczule przez społeczność wojskową, popełnia zbrodnię. Czerpiąc ze swoich doświadczeń, zaryzykowaliśmy stwierdzenie, że dziś te mechanizmy być może są bardziej subtelne i nie dzieją się na poligonach, ale na podwórkach, w grupach rówieśniczych. Nie rodzą zabójców, ale osoby sfrustrowane i skrzywdzone.

Czy Pana zdaniem dzisiejsi nastolatkowie i nastolatki mogą poczuć się mniej samotne i samotni dzięki temu przedstawieniu?

Nie jestem pewien, czy nawet głęboko poruszające dzieło sztuki jest w stanie wyrwać kogoś z otchłani samotności, jeśli już tam jest. Należy pamiętać, że w krytycznych sytuacjach zawsze pomocni są specjaliści – terapeuci oraz instytucje np. telefon zaufania dla dzieci i młodzieży pod numerem 116 111.

Woyzeck w oryginale na końcu morduje. Co sprawiło, że razem z reżyserem zdecydowaliście się na inny koniec?

Musieliśmy sobie odpowiedzieć na ważne w tym wypadku pytanie: czy interesuje nas w kontekście dzisiejszej rzeczywistości młodych osób opowiadanie o tym, jak rodzi się morderca? Odpowiedź była jasna – nie. W naszym społeczeństwie niezrozumiane nastolatki częściej krzywdzą siebie. Przemoc nie jest tak brutalnie zinstytucjonalizowana, jak w koszarach wojskowych, jest subtelniejsza, lepiej ukryta, ale bardziej powszechna – wyrwanie się z tego kręgu wydaje się bardziej uniwersalne i ciekawsze niż sam akt morderstwa. Nasz Woyzeck, grany przez Mateusza Górskiego, nosi koszulkę z hasłem „no knives better lives” – „brak noży – lepsze życia”, pod koniec decyduje się na inny akt, intymniejszy. Lubię znanym bohaterom literackim dać możliwość „terapii”, pozwolić uniknąć fatum. Czas odejść od koncepcji nieuchronności tragedii. Żyjemy w świecie, w którym możemy wzrastać, regulować się i rozwijać. Uczyć się swoich emocji i poznawać siebie – to dużo bardziej optymistyczna opcja niż krwawy finał i okrutnie zimne podsumowanie, którym kończy się adaptacja filmowa Wernera Herzoga: „Piękny mord, taki piękny, jak tylko można sobie życzyć, już dawno takiego nie mieliśmy”. Myślę, że ani nie chcemy mordów, ani społeczeństwa, które mogłoby wypowiedzieć takie słowa.