Z reżyserem i scenarzystą spektaklu „Za dużo wszystkiego” rozmawiamy o pracy i odpoczywaniu. Na premierę zapraszamy już 28 czerwca.
Przeczytaj całą rozmowę
Czy potrafisz odpoczywać?
Powoli się tego uczę. Na razie jestem na etapie – radykalna praca i radykalny odpoczynek w dużych partiach czasowych. Po premierze „Za dużo wszystkiego” zbliża się czas radykalnego odpoczynku. Największą trudność sprawia mi balans w ciągu dnia. Zwłaszcza w tych okresach, kiedy mam próby. Coraz bardziej widoczność zawęża się do pudełka sceny. A potem trudno się przestawić z powrotem. Ale są też jakieś takie momenty, że wszystko się układa, balans jest idealnie zachowany i pracując czuję się jednocześnie wypoczęty. Z kolei na wakacjach długo się rozgrzewam. Zanim pojawi się stan relaksu w którym można się rozpłynąć mija trochę czasu.
Tematem spektaklu „Za dużo wszystkiego” jest praca jako faktor najmocniej definiujący nasze życie. Skąd pomysł na taki spektakl?
Nie wiem czy najmocniej. Przyglądamy się temu właśnie aspektowi. Po prostu przykładamy do tematu szkło powiększające i patrzymy jak praca podniesiona do rangi najważniejszej przez naszych bohaterów stanie się dla nich czynnikiem wykrzywiającym percepcję. Sprawiającym że w banalnych czasem sytuacjach czują się jak w koszmarze albo pędzącym filmie akcji od którego scenariusza zależy ich życie.
W Twoim scenariuszu relacja z pracą jest opisywana językiem, który bardziej przystaje do relacji romantycznych. Czy uważasz, że praca zastępuje lub odbiera nam związki? Zastępuje relacje romantyczne?
Nie wiem czy to właśnie wyciągnąłbym jako główną zasadę kompozycyjną. Taka postawa na pewno dotyczy postaci Feliksa granej przez Mateusza Górskiego. To figura pracownika, który od pięciu lat trzyma w szufladzie coraz bardziej przeterminowujące się zwolnienie. Podnosi fakt swojego wypowiedzenia umowy do zerwania relacji romantycznej – patrzy na odejście jak na rozstanie ze wszystkimi tego konsekwencjami emocjonalnymi. Ta relacja nie jest też do końca relacją czystą. Szef podtrzymuje umiejętnie ten rodzaj zależności w bohaterze.
Do całości bardziej bym pewnie odniósł zasadę przekształcania rzeczywistości pracy w nierealność przeżyć. I czy efektem tej transformacji będzie zamiana relacji z pracą na romans czy walkę to zależy już od wewnętrznego poczucia bohaterów.
Co zabiera nam praca z naszych związków i relacji? Czy w ogóle nam coś zabiera?
A kto to „my”? I czemu musi tylko zabierać? Nasi bohaterowie dotykają tego tematu pośrednio. Ich domy i rodziny są w tym spektaklu w tle. Wspominają o nich albo w jakiś sposób pogrywają z ich wyobrażeniem. Ale jesteśmy oddzieleni od ich prywatnego życia, bo obserwujemy ich w miejscu pracy, gdzie relacje rodzinne stają się tematem pobocznym. A może właśnie to jest odpowiedź.
Jak opisałbyś swoją relację z pracą?
No, tak ogólnie to lubimy się. Ale jednak czasem się za bardzo rozpycha. Czasem twierdzi że jest ważniejsza niż jest. Czasem znika i szantażuje mnie że więcej nie przyjdzie. Czasem się pcha i wydzwania i muszę odrzucać połączenia. A czasem mam jej dość i wyjeżdżam.
O spektaklu
„Za dużo wszystkiego” to próba zmierzenia się z mechanizmami organizującymi relacje pracy, z cieniami i blaskami rywalizacji, terrorem deadlinów i wszechobecnym przemęczeniem. Jak to się stało, że moment odpoczynku coraz częściej odkładamy na tzw. później, naiwnie wierząc, że wytrzymamy więcej (stając się ciałami idealnymi i nieśmiertelnymi)? Dlaczego nam się wydaje, że doba wytrzyma więcej, że nasze życia wytrzymają więcej, że z niewiadomego źródła nadejdzie w końcu upragniona pochwała albo nagroda i nagle wszystko się zmieni? Ile pracy trzeba włożyć, żeby spełniły się napędzane paliwem indywidualizmu pragnienia o byciu kimś wyjątkowym, kimś nie do zastąpienia, nie do podrobienia?
Praca jako faktor najmocniej definiujący nasze życie to informacja, którą czasem podajemy jeszcze zanim się komuś przedstawimy z imienia. To pole zmagań z naszym własnym poczuciem winy za to, że nie robimy tyle, ile byśmy chcieli_ały albo mogli_ły. To obszar, w którym rywalizujemy sami_e ze sobą. Czy żeby utrzymać pozycję w tym wyścigu, trzeba biec najszybciej jak się umie, a żeby przesunąć się do przodu – trzeba to robić jeszcze szybciej? Czy da się w ogóle dobiec do mety?