Ile razy przychodząc na spektakl, podziwiając aktorów i aktorki na scenie, zastanawialiście się, jak wygląda praca teatru od kuchni? Zapytaliśmy o to garderobianą, Elżbietę Kołtonowicz, wśród pracowników TR Warszawa znaną jako Pani Ela. Komu spadła halka? Komu odpadł obcas? Kto zaklinował się wśród elementów scenografii? Jeśli jesteście ciekawi anegdot zza kulis, to nikt nie zna ich więcej, niż Pani Ela.
Droga Elu! Na pewno masz tyle wspaniałych historii do opowiedzenia, że ja po prostu powinnam zamilknąć i Cię słuchać! Od kiedy pracujesz w TR?
Od 1984 roku, 10 grudnia.
Widzę, że pamiętasz dokładną datę! Jaki był pierwszy spektakl, przy którym pracowałaś?
Jak przyszłam tutaj po raz pierwszy to byłam w ogromnym stresie, ale wszyscy mnie wspaniale przyjęli. Wcześniej na stanowisku garderobianej pracowała Władysława Palisz, starsza osoba i ona mnie wprowadziła, ja za nią chodziłam, patrzyłam co ona robi aby nauczyć się tego fachu. Podobało mi się.
Czy zawsze chciałaś pracować w teatrze?
Nie, nie myślałam o teatrze, ale akurat tutaj pracowała teściowa mojej siostry i były potrzebne osoby do garderoby – pomyślałam, że spróbuję. Przyszłam na rozmowę, dyrektorem był Andrzej Maria Marczewski. Pogadaliśmy, zachęcili mnie, a potem tylko przychodzili i patrzyli czy mi się podoba, bo która pani przyszła to dłużej nie wytrzymywała niż miesiąc.
A Tobie się przez tyle lat nie znudziło?
Absolutnie, wręcz przeciwnie! Ta praca tak we mnie wsiąkła, że traktuje ją jako swój drugi dom. Jestem w domu jak mam wolne, a myślę o teatrze, gdzie co poukładać, gdzie które rzeczy przełożyć, co oddać do magazynu… Jak mój mąż żył to mówił nawet „weź sobie kup wersalkę i śpij w pracy”.
Który wyjazd najmilej wspominasz?
Bardzo dużo ich było. Pierwszy wyjazd miałam w 89 roku na miesiąc po Stanach Zjednoczonych ze spektaklem „Gałązka rozmarynu” w reż. Ignacego Gogolewskiego. Prawie 7 tysięcy kilometrów wtedy zrobiliśmy.
Musisz mieć bardzo dużo przyjaciół w TR.
Tak! Czasami to nawet mam tak, że ktoś mi się na ulicy kłania, ja nie poznaje, a mnie wszyscy poznają. Ktoś mi się rzuca na szyję, wita się ze mną, a ja nie wiem kto to jest. Ale po chwili już wiem. Bardzo dużo przyjaźni zawiązałam przez te wszystkie lata – było kilku dyrektorów, teraz chyba jest ósma dyrekcja i zawsze jak była nowa dyrekcja to zmieniał się zespół. A ja cały czas na swoim stanowisku. No, jak tu przyszłam to miałam 34 lata, więc trochę ludzi poznałam.
No, a teraz masz ile, 36 pewnie. Twój ulubiony spektakl odkąd tu pracujesz?
Bardzo lubię „Magnetyzm serca”, a „Bzik tropikalny” jest dla mnie bardzo symboliczny, bo to pierwszy spektakl Grzegorza Jarzyny. Grzegorz taki młodziutki, po szkole od razu, zrobił ten spektakl. Tak mi go było szkoda, bo to dużo stresu było. Lubiłam też ten spektakl „obsługiwać”, zresztą wszystkie lubię, bo ja kocham aktorów. Jak w domu o rodzinę się dba, o dzieci, to tutaj tak samo, dla mnie to są dzieci. Roma Gąsiorowska w dzień matki usiadła mi kiedyś na kolanach i złożyła życzenia. No to ja jej na dzień dziecka czekoladkę przyniosłam. Kocham wszystkich, wszystkich przytulę. Kiedyś staliśmy na dworcu we Francji i Stasia Celińska, bardzo już zmęczona, położyła mi głowę na ramieniu i mówi „Eluniu, jak Ty jesteś to tak, jakby moja matka była”.
Co robisz przed spektaklem?
Lubię przyjść wcześniej, najlepiej dzień wcześniej, aby przygotować kostiumy. Wtedy lepiej mogę zasnąć, bo nie denerwuje się, że o czymś zapomniałam lub przeoczyłam. A bezpośrednio przed spektaklem ustawiam buciki, przeprasuje kostiumy i czekam. Wchodzą aktorzy, witamy się, zaczynamy się ubierać, a jak w trakcie spektaklu jest przebiórka to znoszę odpowiednie kostiumy na dół. Jak np. gramy „2020: Burza” to jestem od początku na dole.
To jest chyba męcząca fizycznie praca?
Właśnie nie. Ja wolę nawet jak są przebiórki i coś się dzieje, np. w „Innych ludziach”, to ja jestem tak podekscytowana, że czuje się jakbym była dziesięć lat młodsza. Żyję razem z aktorami, co powiedział, co się pomylił, a to się na scenie podeszwa od buta urwała, cały obcas Agnieszce Żulewskiej. I teraz widzisz i nie możesz nic zrobić bo nie wejdziesz na scenę.
A czy Ty czasem też nie grałaś w „Innych ludziach”?
Jestem w spektaklu na projekcji, jako Matka Boska.
Idealna rola! Grzegorz Jarzyna przyszedł i powiedział „Elu, Matki Boskiej potrzebujemy?”
Najpierw Ania Axer powiedziała, że Grzegorz chciałby, abym zagrała tę rolę. Zgodziłam się, tym bardziej że jak mi Grzegorz coś proponuje to ja z przyjemnością.
Czy jeszcze kiedyś pojawiłaś się na scenie?
Tak, grałam w Giovannim. Moja postać szła do opery a później na wesele. Tak się wczułam, że aż zapomniałam przebrać Danusię Szaflarską.
Nie chciałaś być nigdy aktorką?
Nie, nie myślałam o tym. Jak byłam mała, to bardzo mnie ciągnęło do szycia.
Krawcowa? Projektantka mody?
Tak! Szyłam dla lalek i wymyślałam różne kostiumy. W wieku sześciu lat nauczyłam się robić na drutach. Do dzisiaj mi to zostało.
A jaki jest Twój ulubiony i według Ciebie najpiękniejszy kostium ze spektaklu? Taki, który sama byś włożyła z przyjemnością?
Bardzo podobał mi się kostium Marii Maj w „Bziku tropikalnym”.
Aż Ci się oczy zaświeciły!
Maria Maj wyglądała tam jak królowa. Maria Maj i Madzia Kuta to w ogóle dla mnie jak rodzina.
A co lubisz Elu robić w wolnym czasie? Jak nie musisz być w teatrze?
Jeżdżę na działkę na przykład, w kwiatkach pogrzebać. Lubię bardzo kwiaty, nawet dostałam kiedyś nagrodę za najpiękniej „ukwiecony” balkon; był tak obwieszony kwiatami i u góry i na dole, że robili zdjęcia i dostałam nagrodę.
Jaka to była nagroda?
Dyplom i kosz kwiatów oczywiście. Lubię jeszcze iść do kina i czasem teatru, chociaż niezbyt często bo najbardziej lubię swój teatr. Uważam, że jak tu u mnie grają aktorzy, to nigdzie tak nie grają. U mnie teatr jest przed domem. Jak mam wolne to się gorzej czuję. Lubię być między ludźmi.
Teraz podczas pandemii było z tym bardzo ciężko.
Najgorzej było rok temu, jak nie można było wychodzić. Nie było mnie w teatrze dwa tygodnie, tak tęskniłam, tak mi było źle, że bez przerwy do siebie dzwoniliśmy. A to do Tereski, koleżanki, a to Grzegorz do mnie zadzwonił, pogadaliśmy, a to Ania Axer, Paweł Kulka też dzwonił. Dzwoniłam też do mojego kierownika Sebastiana Kuźmy, czy mogę już przyjechać do pracy, ale powiedział wtedy, ze na razie jeszcze nie można.
Elu, a powiedz jeszcze jakąś anegdotę, na pewno masz ich w rękawie około 35123.
Graliśmy „Magnetyzm serca” . W trzecim akcie Maja Ostaszewska miała przebiórki, przebierała się z Magdą Cielecką i pod sukienkami miały długie halki. Nagle słyszę jak śp. Adam Marszalik, nasz ówczesny inspicjent krzyczy „Elu! Szybko chodź na dół!”. Schodzę i okazało się, że Maja poczuła, że urwał jej się troczek od halki. Na scenie siedziała przy stole i nie wiedziała jak ma wstać, bo wiedziała, że halka spadnie. No ale wstała, trochę się pokręciła, halka spadła i ona po prostu wyszła z tej halki.
Taka sytuacja to na pewno duży stres.
Jest stres, ale szybko się myśli co zrobić, jak zareagować. Kiedyś się stresowałam, ale teraz mówię sobie „spokojnie, Ela, spokojnie”. W „Między nami dobrze jest” śp. Danusia Szaflarska zjeżdżała na wózku inwalidzkim i czekałam, aby dotarła do mnie na przebiórkę. Danusia się zagapiła i wjechała wózkiem w mur, w scenografię. Zaklinowała się, ciężko było wyciągnąć bo wózek bardzo ciężki. Aktorzy już czekali na scenie, Ola Popławska już w sukience, a Danusia taki sam kostium miała pod szlafrokiem. I ja w ostatniej chwili jakoś tyle siły w sobie znalazłam, że wzięłam Danusię na ręce i ją przeniosłam i szybko przebrałam. Danusia przerażona, mówi „Eluniu, nic się nie stało?” a ja mówię, że nie, bo już ochłonęłam.
Wzięłaś sprawy w swoje ręce! A raczej Danusię Szaflarską.
No w ostatniej chwili myślę sobie, że nie ma co, trzeba brać Danusię na ręce.
Elu, czy na koniec chcesz powiedzieć coś od siebie?
Bardzo tutaj wszystkich kocham. Ja jestem tak związana z tym miejscem, wszyscy są dla mnie jak rodzina. Widzę te uśmiechy, widzę jak wy, dziewczynki, idziecie na górę, do swojego biura i od razu mi weselej.
Myślę, że nikt nie będzie miał mi za złe, jeśli powiem, że my wszyscy też Cię kochamy.
Cieszę się bardzo! Uwielbiam tu być, w domu to mnie wszystko boli, a tutaj jestem w ruchu i nic mnie nie boli.
Elu, obyś była z nami w ruchu, w TR jeszcze sto lat przynajmniej! Dzięki za rozmowę.
Rozmawiała Monika Zielińska.