Rozmowa Łukasza Stępnika z Joanną Mytkowską o nowym budynku MSN

Rozmowa z dyrektorką Muzeum Sztuki Nowoczesnej
Joanna Mytkowska, dyrektorka Muzeum Sztuki Nowoczesnej, fot. MSN
2015

Łukasz Stępnik: Niedługo poznamy koncepcję nowej siedziby Muzeum Sztuki Nowoczesnej i TR Warszawa. Jak przebiega współpraca z jej projektantem?

Joanna Mytkowska: Thomas Phifer bardzo zaangażował się w poznawanie charakteru tutejszych instytucji i sceny kulturalnej. Wykonał dużo pracy, żeby zrozumieć społeczny aspekt tego, co stało się w polskiej sztuce, i przełożyć to na język architektury, która jest odpowiedzią na konkretną sytuację. Dlatego ten budynek będzie inny niż wcześniejsze realizacje Phifera. Rozmawiamy nie tylko o rzutach, ale też o proporcjach, materiałach i ich znaczeniu. O tym, jaki charakter powinien mieć obiekt publiczny. Wiele idei cały czas się kształtuje, ta dyskusja ciągle się toczy.

Ł. S.: Czy Wasza wizja muzeum i sposobu jego funkcjonowania zmieniła się pod wpływem doświadczeń ostatnich kilku lat?

J. M.: Sytuacja związana z projektem Christiana Kereza była zupełnie inna. Konkurs zorganizował ktoś inny. Miał określone, nie do końca jasno wyłożone idee. My weszliśmy do tego procesu z zewnątrz i dostaliśmy gotowy projekt, który mieliśmy realizować. Traktowaliśmy to w pewnym sensie jak architekturę zastaną. Teraz dokładnie wiemy, jak instytucja sztuki może funkcjonować w mieście. Mamy za sobą kilka lat rozmaitych aktywności o charakterze wystawienniczym, ale też festiwalowo-performatywnym. Potrafimy pracować z publicznością, zdobyliśmy też doświadczenie pracy w konkretnym miejscu.

Można to różnie oceniać, ale mamy swój udział w tworzeniu współczesnej Warszawy, miasta, które wraz z nami zaczęło określać swój współczesny styl. Wszystko to staramy się zmaterializować w architektonicznej formie muzeum. To jest chyba podstawowa różnica. Nowy projekt powstaje na podstawie wizji, którą sami wykreowaliśmy i odpowiada na proste pytania: czego potrzebuje miasto, czego potrzebuje muzeum, jaki mamy budżet itp.

Nowy budynek będzie znacznie mniejszy – przed wybraniem architekta zabiegaliśmy o to, żeby zrezygnować z niewykonalnego zadania wypełnienia całej, ogromnej działki po północnej stronie placu Defilad. Chcieliśmy cały projekt urealnić, tworząc koncepcję dwóch osobnych obiektów, dostosowanych do potrzeb i możliwości finansowych miasta. Twórczość Christiana Kereza sama w sobie niezmiennie budzi nasz podziw, ale nauczyliśmy się, że trzeba uczciwie traktować projektantów – najpierw solidnie się przygotować, wiedzieć dokładnie, czego się chce, potem sprawdzić budżet i dopiero wtedy projektować.

Ł. S.: Jak wasze zaangażowanie wpływa na proces powstawania budynku i relacje z architektem?

J. M.: Są różni architekci. Niektórzy z nich to mistrzowie, którzy przychodzą do klientów z gotowym projektem i trudno jest z nimi rozmawiać. Są też tacy, którzy słuchają. Andy Klemmer, konsultant, który pomaga nam w procesie planowania muzeum i teatru, przez ostatnich kilkanaście lat pracował z bardzo różnymi projektantami, w tym z kilkorgiem zdobywców nagrody Pritzkera (SAANA, Renzo Piano, Herzog&DeMeuron). Jego zdaniem najlepsze efekty przynosi partnerstwo, ale nie jest to jeszcze wiedza, którą możemy potwierdzić doświadczalnie. Zobaczymy, jak będzie. Na razie wydaje nam się, że Thomas Phifer należy do grupy, która słucha i wyciąga z tego wnioski.

Ł. S.: Koncepcja zostanie zaprezentowana publicznie, ale droga do wybudowania muzeum jest jeszcze daleka. Przez cały ten czas budynek będzie ewoluował. Nie boicie się dyskusji na tym etapie?

J. M.: Ludzie mają prawo do wiedzy. Prawdopodobnie usłyszymy różne opinie, ale być może staną się one cennym źródłem informacji dla nas i dla architekta. Nasze dotychczasowe doświadczenia skłaniają nas do tego, by proces, który prowadzimy, był jak najbardziej transparentny. Tworzenie budynku publicznego jest aktem twórczym, w którym wszyscy mogą wziąć udział. Oczywiście pozycje nie są tu jednakowe – niektórzy są odpowiedzialni za podejmowanie decyzji, inni mogą doradzać, wyrażać opinie.

Chcieliśmy pokazać, jak powstaje budynek, który nie jest efektem działania tajemniczej inspiracji, ale dialogu. Już teraz wiemy, które gesty będą najbardziej znaczące. Narracja Phifera oparta jest na dwóch podstawowych ideach – pierwszą z nich jest stworzenie dwóch oddzielnych, monolitycznych budynków, pozbawionych w ramach możliwości większej ilości detali. Charakter otoczenia, sąsiedztwo Pałacu Kultury, sprawia, że konkurowanie z architekturą sąsiedniej zabudowy nie ma sensu. Także odwołania do późnego modernizmu i tego typu zabiegi nie wchodzą w grę.

Druga myśl jest taka: plac Defilad jest ciągle tymczasowy – były tu łóżka polowe, hale targowe i mnóstwo innych rzeczy. Zmienna i efemeryczna jest też sztuka, o której z architektem rozmawialiśmy. Współczesna kultura akceptuje, a wręcz karmi się tym, że jest nieustanne przewartościowywana: nie ma obiektu i sublimacji w starym znaczeniu tego słowa. Koncepcja nie powstała więc na podstawie decyzji estetycznych, ale merytorycznych. Dlatego architekt chce, żeby fasada budynku muzeum była uszyta z syntetycznego włókna. Gmach muzeum ma być idealnie biały i półprzezroczysty, w pewnym sensie ma znikać. Półprzezroczystość materiału, z którego będzie wykonany, pozwoli na przynajmniej częściowe oglądanie jego wnętrza z poziomu ulicy. Tworzenie pozbawionego detalu obiektu w tej skali będzie zapewne skomplikowane realizacyjnie, ale jest istotnym i radykalnym gestem, definiującym niezwykłość tego budynku.

Pomysł na teatr jest zupełnie inny – będzie on ciemny, przysadzisty i mocno osadzony na placu. Będzie skrywał magię wewnątrz, a jednocześnie mocno perforowana fasada i liczne otwory pozwolą na przenikanie wnętrza i zewnętrza. Phifer swobodnie porusza się w bardzo szerokim terenie kultury. Nie odnosi się tylko do twórczości innych architektów, referencją może stać się dla niego także dzieło sztuki – powołuje się na przykład na sztukę Dana Grahama czy Gerharda Richtera.

Ł. S.: To dość radykalna propozycja. Czy znowu powstanie projekt, którego niezwykłość jest dostrzegalna tylko dla wąskiej grupy miłośników architektury? Większość mieszkańców Warszawy ciągle marzy o spektakularnej ikonie.

J. M.: Słowo „ikona” nie odnosi się wyłącznie do obiektów, które są bardzo dekoracyjne, są w kształcie wanny albo bumerangu. Muzeum ma potencjał bycia współczesną ikoną, tylko że my inaczej rozumiemy znaczenie tego pojęcia. Pozbawiony detalu budynek z białego półprzeźroczystego materiału może na nowo zdefiniować plac Defilad jako współczesne, atrakcyjne miejsce gdzie powróci wreszcie miejskie życie, a jednocześnie w centrum miasta będzie można doświadczać sztuki i wspólnoty.

Ł. S.: Jakie cechy przyszłego muzeum są dla Was najistotniejsze?

J. M.: Współczesne muzeum to nie jest już tylko miejsce kontemplacji, świątynia. Tutaj musi dobrze czuć się i sztuka, i widz. To miejsce na nowe doznania, ciekawą refleksję, zaskoczenie, rozmowę, zaangażowanie, jednocześnie bardzo zanurzone w miasto, ze wszystkimi jego atrakcjami.

Dlatego chcieliśmy, żeby budynek był postrzegany jako publiczny – żeby ludzie chcieli tam chodzić i przebywać, niekoniecznie zaglądając na wystawy. W związku z tym plan parteru jest bardzo otwarty. Na tym poziomie znajdzie się audytorium, przestrzeń edukacyjna, kawiarnia, księgarnia i widoczne z zewnątrz galerie szybkiego reagowania, do których będzie można wejść bez potrzeby kupowania biletu.

W tej lokalizacji siłą rzeczy szalenie istotna jest także relacja z siedzibą teatru. Obie instytucje znajdą się na dużym placu, który ciężko jest zhumanizować, ale łączyć je będzie tzw. „forum”, stanowiące jednocześnie przejście z placu Defilad do parku. Będzie to miejsce animowane wspólnie przez Muzeum Sztuki Nowoczesnej i TR Warszawa. To tutaj będziemy się prezentować i to będzie serce całego projektu, „przestrzeń między nami”, jak pięknie ujął to Stanisław Zamecznik, a za nim Tomasz Fudala. Przeciw naszym ideom działał plan miejscowy, który wydaje się pochodzić z jakiejś odległej epoki imperialnej – nakazuje na przykład budowę arkad, odgradzających budynek od otaczającej go przestrzeni.

Ł. S.: Czy macie też wizję tego, jak powinny wyglądać i funkcjonować galerie? Większość muzeów stworzonych przez Thomasa Phifera posługuje się dosyć bezpieczną formułą white cube’a. Czy chcecie nadać przestrzeni ekspozycyjnej jakiś określony charakter? A może powinna ona pozostać pozbawionym właściwości, neutralnym tłem dla sztuki?

J. M.: Zależało nam na tym, żeby przestrzenie publiczne płynnie łączyły się z galeriami, w których najważniejsza będzie narracja. Koncepcja Phifera zakłada stworzenie budynku o jednolitym wyrazie architektonicznym, w związku z czym wszystkie pomieszczenia będą w jakiś sposób zunifikowane. Różnorodność będzie się objawiać nie w materiałach, a w proporcjach i wykorzystaniu światła naturalnego.

Opracowaliśmy trzy różne formuły: monumentalnych, wysokich na prawie siedem metrów pomieszczeń, klasycznych sal ekspozycyjnych i szeregu mniejszych pokoi, które nazwaliśmy eksperymentalnymi. To są trzy szybkości i formaty, w których pracuje muzeum. To pozwoli opowiadać ciekawe historie. Oprócz tego na piętrze powstaną także galerie badawcze dla wystaw podróżujących, połączone z biblioteką. Publicznie dostępne będą też archiwum Zofii Kulik i zrekonstruowane Studio Eksperymentalne Polskiego Radia, które sprawią, że kolekcja i archiwa muzeum zostaną zakorzenione w awangardowej tradycji czasów PRL-u.

Każdej z tych narracji towarzyszyć będzie tzw. city room – przestrzeń odpoczynku, rozmowy, komentarza pomiędzy narracjami wystaw z precyzyjnie wykadrowanym widokiem na miasto. Te elementy sprawiają, że wnętrze nie będzie do końca klasyczne. Podczas pracy nad projektem obejrzeliśmy dziesiątki muzeów. Nie zawsze spektakularne założenia działały najlepiej, Staramy się uczyć na najlepszych wzorach, nie ma powodu, żeby na nowo wymyślać koło.

Ł. S.: Porozmawiajmy jeszcze o placu. Miasto chce w przyszłości ograniczyć go drugim budynkiem, będącym lustrzanym odbiciem siedzib MSN i TR. Jednak zanim on powstanie, zrealizowany przez Was projekt będzie sąsiadującą jedynie z Pałacem Kultury wyspą, dryfującą na olbrzymiej powierzchni placu Defilad.

J. M.: To wielki sukces, że udało nam się połączyć ideę muzeum z ideą placu. Chodziło nam o społeczny wymiar tego miejsca. Plan miejscowy bardzo ogranicza możliwe interwencje, nie zezwalając na jakąkolwiek małą architekturę. Thomas Phifer poradził sobie z jego zapisami w bardzo elegancki sposób. Ponieważ niewiele może zrobić, postanowił pracować z fakturami, które wydzielać będą poszczególne sekcje placu, prowokując do rozmaitych form aktywności. Dzięki temu, otoczenie muzeum będzie z jednej strony różnorodne, z drugiej monumentalne, w charakterze dawnych placów miast europejskich.

Naszym wspólnym pomysłem było zdefiniowanie dwóch prędkości: olbrzymiej przestrzeni służącej masowym zebraniom i tej wyznaczonej przez forum, o szerokości dwudziestu paru metrów – miejsca zawsze żywego, ciągle animowanego, z zaprojektowaną zielenią i oświetlonego. Będzie ono najważniejszym elementem całego założenia. Projekt Thomasa Phifera to niebywała szansa, że na placu Defilad powstanie miejska przestrzeń, w której będziemy się dobrze czuć.

Łukasz Stępnik – architekt, redaktor kwartalnika „Rzut” i bloga teoriaarchitektury.blogspot.com

07.09.2015