„Mamo, nie przejmuj się, to nie jest o Tobie”. Tomasz Walesiak o pracy nad „Kiedy stopnieje śnieg”

29.01.2024

„Gdy Kasia otrzymała propozycję z TR Warszawa i zaproponowała mi, żebyśmy zajęli się tym tematem, nie miałem wątpliwości, że to dobry pomysł”. O procesie jakim jest praca nad spektaklem oraz o tym, czy sztuka o rodzinnej konfrontacji bardziej przypomina pejzaż czy scenę batalistyczną rozmawiamy z Tomaszem Walesiakiem, dramaturgiem „Kiedy stopnieje śnieg” w reż. Katarzyny Minkowskiej.

Rozmowa z Tomaszem Walesiakiem

Pierwotnie „Kiedy stopnieje śnieg” miał być scenariuszem filmu. Jak doszło do tego, że jednak stał się spektaklem?

Ponad rok temu razem z Kasią Minkowską zaczęliśmy zastanawiać się nad tym, jak opowiedzieć tę historię. Na początku myśleliśmy o filmie. Przede wszystkim ze względu na możliwości, jakie daje praca z kamerą. W kinie można podejść do bohatera/bohaterki bardzo blisko, przyjrzeć się szczegółom, wytworzyć opartą na niuansach intymną atmosferę. Wydawało nam się to odpowiednim medium, żeby zmierzyć się z trudnym tematem i ująć go w pożądaną przez nas formę. Od początku bowiem myśleliśmy o tym, żeby wytworzyć pewnego rodzaju pejzaż rodziny w kryzysie, który zawiera w sobie portrety poszczególnych jej członków. Chcieliśmy zobaczyć grupę bliskich sobie ludzi, przyjrzeć się jak razem funkcjonują w sytuacji ekstremalnej i jak każde z nich z osobna radzi sobie z emocjami.

Wydaje mi się, że w zmianie perspektywy z filmu na teatr, kluczowe było doświadczenie pracy nad spektaklem „Mój rok relaksu i odpoczynku”. Pracując w Teatrze Dramatycznym otworzyliśmy się na nowy dla nas rodzaj opowiadania – poprzez kamerę obecną na scenie, symultaniczny montaż scen, przenikanie się rzeczywistości, pewnego rodzaju transowość. Dla mnie osobiście bardzo istotne było
również przepróbowanie nowych form strukturalnych. Nazywamy je z Kasią „ramami narracyjnymi”. To rodzaj otwarć i zamknięć w dramaturgii spektaklu. Chodzi m.in. o to, żeby każdy powoływany środek formalny fabularnie uzasadnić. Jeśli na scenie pojawia się operator lub operatorka, to jego/jej obecność nie może być domyślna, nie może pozostać nienazwana. W pewnym momencie widz powinien otrzymać odpowiedź na pytanie, dlaczego w ramach spektaklu doświadcza scenicznej
rzeczywistości również poprzez video. Podobnie rzecz ma się z narratorem albo narratorką. Jeśli istnieje, to znaczy, że prowadzi swoją narrację z jakiegoś konkretnego momentu tej historii i ten moment zostanie widzom ujawniony.

Środki, o których opowiadam, stały się dla nas fundamentem do pracy nad tą historią w teatrze. Gdy Kasia otrzymała propozycję z TR Warszawa i zaproponowała mi, żebyśmy zajęli się tym tematem, nie miałem wątpliwości, że to dobry pomysł. Również ze względu na zespół aktorski, z którym mamy przyjemność pracować. To ludzie, którzy mają ogromne i często imponujące doświadczenie zarówno w pracy w filmie jak i teatrze. Z częścią aktorek i aktorów oraz pracowników administracyjnych i
technicznych spotkaliśmy się wcześniej przy okazji innych projektów. Mam poczucie, że dzięki temu już na starcie mieliśmy do siebie zaufanie, a proces prób i przygotowań, w ramach którego zajmujemy się trudnymi i delikatnymi emocjami, jest w ogóle możliwy.

Spektakl opowiada o rodzinie w kryzysie, ale sytuacja w której znaleźli się jej członkowie zostaje jedynie spotęgowana przez tragiczne wydarzenie, którego doświadczają. Czujemy i widzimy, że wiele jest tu niedopowiedzeń, niewyrażonych emocji i tajemnic. W jaki sposób budowałeś dynamikę relacji między postaciami?

Po raz pierwszy konstruowaliśmy scenariusz spektaklu wokół wydarzeń, które realnie miały miejsce. To był nasz punkt wyjścia. Następnie, pisząc sceny i dialogi, w dużym stopniu polegałem na własnych doświadczeniach i relacjach z bliskimi – z rodziną i przyjaciółmi. Niektóre sytuacje bardzo trudno było mi sobie wyobrazić, inne przychodziły z zaskakującą łatwością. Np. bardzo lekko pisało mi się jeden z ciężkich, emocjonalnych dialogów dzień po burzliwej dyskusji z moją mamą. Ona
pewnie przeczyta tę wypowiedź i w tym momencie będzie miała w oczach przerażenie, bo wybiera się na spektakl ze swoimi przyjaciółkami. Mamo, nie przejmuj się, to nie jest o Tobie. Przynajmniej nie całkowicie i nie wyłącznie. Po prostu pewne realne doświadczenia, rozmowy i towarzyszące im emocje były naszym paliwem w całym procesie. Odwołując się do nich, konstruowaliśmy
przebiegi postaci i staraliśmy się „spotkać” je w ramach fabuły. Mieliśmy założenie, że żadna z postaci nie jest drugoplanowa, żadnej nie odpuszczamy. Teraz myślę, że może lepszym określeniem spektaklu odwołującym się do malarstwa niż „pejzaż” jest „scena batalistyczna”. To, co dzieje się na scenie, to potężna rodzinna konfrontacja.

W tym momencie ważne wydaje mi się podkreślenie, że z Kasią zazwyczaj zaczynamy pracę nad spektaklem od treatmentu. Z naszych luźnych rozmów wyłania się pełny przebieg fabuły. Dopiero potem rozpisujemy poszczególne sceny. Tak powstaje pierwsza wersja scenariusza, z którą przychodzimy na próby. I wtedy się zaczyna…

Przez pierwszy miesiąc prób do „Kiedy stopnieje śnieg” przede wszystkim rozmawialiśmy. Spotykaliśmy się indywidualnie z aktorami i aktorkami, żeby pochylić się z każdym i każdą z osobna nad jej postacią. Potem próby odbywały się w małych grupach, po dwie, trzy osoby. Przyglądaliśmy się łączącym postacie relacjom. Po miesiącu takich spotkań powstała kolejna wersja scenariusza i z nią zaczęliśmy próby sytuacyjne. To zawsze jest dla mnie trudny moment. Aktorzy i aktorki biorą
postacie na siebie i wszystko się ukonkretnia, przestaje istnieć potencjalnie. Z czegoś trzeba zrezygnować, żeby coś innego mogło zaistnieć.

Czy jakaś postać ze spektaklu jest ci szczególnie bliska?

Od jakiegoś czasu mam poczucie, że wyrażam się przede wszystkim poprzez strukturę. Fascynuje mnie to, w jaki sposób przenikają się i łączą pewne wątki, jak jedne sceny tworzą kontekst dla innych i w jaki sposób konstruują się przebiegi postaci. Czuję więc, że przede wszystkim bliski mi jest język tego spektaklu. Realistyczny i psychologiczny, ale ujęty w konkretne, formalne ramy. Drugim takim
aspektem jest humor. Opowiadamy o tragicznych wydarzeniach, nie unikając tego, co w codziennym życiu i relacjach z bliskimi śmieszne. Jeśli chodzi o postacie, to zdecydowanie łatwiej utożsamić mi się z bohaterkami i bohaterami w moim wieku. Każda i każdy na swój własny sposób radzi sobie z trudnymi emocjami. Dla jednych jest to bezkompromisowe wyparcie, dla innych
gniew. Mam poczucie, że ja osobiście trudne sytuacje odreagowuję poprzez żart, ironię, jak postać odgrywana przez Rafała Maćkowiaka.

Jakie teksty kultury inspirują cię podczas pracy nad scenariuszem? 

Dla mnie ogromną inspiracją jest kino Mike’a Leigh. W jego filmach postacie są psychologicznie wiarygodne i emocjonalnie skomplikowane, ale aktorzy grają bardzo charakterystycznie, na granicy karykatury. Fabuły często dotyczą sytuacji rodzinnych albo bardzo bliskich relacji i w różnym stopniu oscylują między komedią a tragedią. Choć jego filmy są wyraźnie kreacyjne, to poprzez łączenie scen śmiesznych i przejmujących pozostają bardzo blisko życia.

Ze względu na miejsce, w którym pracujemy, silnie zaistniało we mnie wspomnienie spektaklu „Festen” w reżyserii Grzegorza Jarzyny. To było jedno z moich pierwszych dużych teatralnych przeżyć. Widziałem ten spektakl niedługo po premierze, byłem wtedy w liceum i poraziła mnie jego siła. Nie spodziewałem się, że teatr może być takim mocnym doświadczeniem. Nie nawiązujemy bezpośrednio do spektaklu Jarzyny, ale trudno było mi nie myśleć o „Festen”, pracując w TR Warszawa nad fabułą o rodzinie w kryzysie.

Jest jeszcze inspiracja, która nie jest do końca inspiracją, a zdecydowanie bardziej czymś w rodzaju „towarzysza”. Na początku prób wróciłem do płyty, której bardzo dawno nie słuchałem. To „Secret Like Crazy” zespołu Algebra Suicide. W otwierającej album piosence wokalistka w czułym, ale bardzo prozaicznym tekście, zastanawia się nad swoim osobistym stosunkiem do śmierci i do związanych z nią doświadczeń. Piosenka ta działała na mnie kojąco, gdy wieczorami wracałem z prób.

Tomasz Walesiak, fot. Wojciech Sobolewski
Przeczytaj też rozmowę z…

Kiedy stopnieje śnieg

Premiera „Kiedy stopnieje śnieg” w reż. Katarzyny Minkowskiej odbędzie się 9 lutego 2024 r.

Tragedia sprawia, że członkowie rodziny spotykają się w domu, do którego jedni wracają po długiej nieobecności, inni trwają w nim od dziesięcioleci. Jak rozmawiać o czymś, czego nie da się zaakceptować? Jak nawiązać kontakt z osobą, która teoretycznie jest ci bliska, ale tak niewiele o niej wiesz? Bohaterowie i bohaterki zmagając się z sytuacją, powołują kolejne i kolejne narracje na jej temat. Cofają się w przeszłość, ingerują w sieci własnych wspomnień. Kładą kolejne warstwy snów i fantazji na trudnej do zniesienia rzeczywistości. Paliwem ich nadziei i koszmarów są strach, bajki, gry wideo i religia. Wewnętrzne światy mieszają się ze sobą, tworząc wir wyobrażeń. Czy zaryzykujesz i dasz mu się porwać, żeby poznać odpowiedź na pytania: kim jesteś, co cię ukształtowało i dlaczego tak bardzo się boisz?